Drodzy użytkownicy, z radością w sercu i uśmiechem na twarzy obwieszczam, że PRZEŻYŁEM dziś bombardowanie. Sobotnim porankiem wybrałem się na przejażdżkę po okolicy. Niczego nie świadomy wjechałem na teren zamieszkały przez wrogie plemię. Jakie? Trudno określić - jedni przedstawiciele są biali, drudzy czarni, jeszcze inni biało-czarni. Łączy ich jednak cecha wspólna - na twarz zakładają przedziwne pomarańczowe stożki. Co dziwniejsze, mieszkają na słupach. Tak, zgadza się - na słupach. Ktoś mógłby pomyśleć, że jest to jakiś nurt filozoficzny, ale nie - plemię to jest wyjątkowo prymitywne, przez co nadal żyje w przekonaniu, że im wyżej, tym bezpieczniej. Jadę więc z wolna i nagle ni z tego, ni z owego słyszę potworny huk, łomot, rumor od strony dachu mego pojazdu. Przerażony postanowiłem czym prędzej uciec i tak oto dałem gaz do dechy, szarżując zapewne grubo ponad 100 km/h na godzinę w terenie zabudowanym, z duszą na ramieniu (ale cóż to za teren zabudowany, jak mieszkańcy na słupach mieszkają). Po niecałych 10 minutach upewniając się, że nie jestem śledzony udałem się do domu. Tam dopiero ujrzałem niszczące skutki bombardowania. Jedyne co przychodzi mi na myśl to to, że gdyby nie dach, już dawno bym nie żył... Poniżej zamieszczam zdjęcie, które jest jednocześnie dowodem na niszczycielskie zdolności bocianów.